środa, 16 lutego 2011

Uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić!

Byłam wczoraj w Krakowie odebrać korespondencję (same rachunki) i zrobić większe zakupy. Ciężko zaparkować, hula wiatr i nic w zamian. Wracałam i dziwiłam się jadąc, przecież jeszcze dwa lata temu dom był tylko marzeniem, usiłowaliśmy wynająć coś na wsi niedaleko naszej ziemi i koni. W zeszłym roku latem robiliśmy fundamenty a dzisiaj wracam do mojego domu, gdzie wtulone w siebie pies z kotem śpią przed kominkiem, gdzie po długich negocjacjach w swoim pokoju zasnęła Zosia, gdzie za moment Ania obudzi się i zażąda butelki z mlekiem. Gdzie mąż usiłuje coś obejrzeć w telewizji, chociaż to nie łatwe, bo właściwie nie mamy anteny, lub zasnął już odurzony wiejskim powietrzem. To powietrze jest zabójcze, po całym dniu nie mogę przysiąść z książką, zasypiam niezależnie od tematyki.
Dzisiaj siedzę z widokiem na piec kuchenny z płytą i długi blat totalnie zawalony naszym bałaganem, który normalnie powinien być na półkach, ale tych nie ma jeszcze.... Nasz dom jest nie dokończony, z nie oheblowanymi słupami, bez mebli (tylko Zosia ma swój pokój), kominy i ściana ceglana bez fug, ale mieszkać się da, właściwie to cud, tak uparcie dążyliśmy do tego, że kilka osób nieoczekiwanie nam pomogło, a ja z Anią w brzuchu (rzygając na prawo i lewo)a potem w wózku pilnowałam by zdążyć przed zimą.
Pachnie ciasto czekoladowe, Zosia z okazji urodzin poczęstuje jutro dzieci w przedszkolu, chyba, że będzie ją bolał brzuch, bo zjadła sporo przed upieczeniem. Ech Zosia, Zosia uparła się, że będzie nosić drewno na taras i spadła ze schodów, przerysowując sobie nos dość potężnie, mam nadzieję, że nie będzie miała blizny.
Ania miała zapalenie oskrzeli ale już jest zdrowa na szczęście, nie ma nic gorszego od ryczącego człowieczka z którym nie da się dogadać. Robię jej papko-zupki i karmię, to jest masakra, już zapomniałam jak to wygląda, czasem grzecznie siorbie a czasem dostaję więcej zupki z powrotem niż ugotowałam.
Ale wracając do tematu, siedzę sobie, dokładam do kominka i pieca, cisza aż dźwięczy w uszach, chyba że Beza chrapnie, i myślę o tym, że nie mogę się doczekać wiosny, a z drugiej strony czy mam szansę na kawkę na tarasie.... dom dokończyć, dookoła domu teren uporządkować, ogród założyć, pastwiska koniom ogrodzić,owcom i kozom powiększyć, Ania będzie już pełzać, to może jej dzwonek na szyi powieszę, takie podstawowe prace mi się przypomniały...... to za ile lat ta kawa.

2 komentarze:

  1. pięknie piszesz. My na razie na tym etapie, który sobie z rozrzewnieniem wspominasz czyli plany, marzenia, marzenia, plany. :-)pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Pospałbym sobie... I chyba o niczym więcej w tej chwili nie marzę...

    Pozdrawiam sedecznie!

    OdpowiedzUsuń