środa, 23 lutego 2011

Zgliszcza

Miałam pisać o urodzinach Zosi, które odbyły się w stadninie w sobotę i wydaje mi się, że wszystkie dzieci były zadowolone, mając możliwość zarówno wsiąść na konia jak i przejechać się wozem, używanym w zamierzchłych czasach do wożenia gnoju.
Yoda pojechał zawieść siano do stodoły a wrócił z wozem pełnym gości Zosi. Zdjęcie zrobiła Ula.

Miałam pisać o urodzinach .......... ale w nocy z niedzieli na poniedziałek ktoś, najprawdopodobniej dla zabawy spalił moim koniom dom. 
 Powyżej Skarpeta nie może uwierzyć, że ktoś mu spalił dom. Trzeba było wyprowadzać go z dymiącego popiołu.
I ostatnie zdjęcie stodoły ze stycznia.

Dwadzieścia minut po godzinie drugiej, nocą zostałam wyrwana ze snu przez uparcie dzwoniący telefon, zbiegłam po schodach i odruchowo spojrzałam przez drzwi na taras. Nie odebrałam telefonu, przed oczami miałam, oddaloną o około 800 metrów płonącą stodołę koni. Pobiegłam po Krzyśka. Z biciem serca jechaliśmy jeepem w kierunku ognia, najbardziej bałam się widoku spalonych koni. Zobaczyłam je pasące się spokojnie, pobiegłam do nich i rozpłakałam się. Gdy dojechaliśmy do stodoły zobaczyliśmy wyraźnie odciśnięte na świeżym śniegu ślady podpalaczy. Zatrzymaliśmy samochód, żeby ich nie zatrzeć, ze stodoły (6 na 12 merów) zostały belki podwalinowe, które dopalały się na naszych oczach. Zadzwoniłam na numer alarmowy, ustaliłam z panią, która odebrała, że straż pożarna nie ma już po co przyjeżdżać, stodoła oddalona była od zabudowań i lasu. Połączona zostałam z policją w Zabierzowie. Pan dyżurny obiecał patrol za 20 minut. Wymyśliliśmy, że na pewno nie mają samochodu terenowego i podjechaliśmy po nich pod domek imprezowy. Rzeczywiście przyjechali niedługo, oczywiście stwierdzili, że nigdzie dalej nie dojadą i już mieli wsiąść do jeepa, gdy zasugerowałam delikatnie: -weźcie panowie może jakieś latarki. Panowie zniknęli na dłuższą chwilę w aucie, po czym wyłonili się z czerwoną pałką do zatrzymywania samochodów w nocy i nieczynną latarką. Nieźle jak na nocny patrol. Pojechali z nami i stwierdzili to co my, czyli nie trzeba wzywać straży pożarnej i są ślady. Gdzieś zadzwonili i powiedzieli, że na razie tyle i o siódmej rano będzie technik. Jedyne pytanie jakie zadali to czy mamy dowody osobiste, bo musieli spisać notatkę. Oczywiście nie mieliśmy dowodów, bo nie wiedzieliśmy, że w razie pożaru, należy przede wszystkim poszukać swojego dowodu.
Krzysiek nie pojechał do pracy, zrobiła się ósma zaczął padać nowy śnieg, więc pojechał do stodoły i poszedł po śladach złoczyńców . Ja zadzwoniłam na policję: - dzień dobry, kiedy przyjedzie technik do tej spalonej stodoły, - ja nie wiem , bo to nie ode mnie zależy, tylko od Krakowa, jest jeden technik na rejon, - ale pada śnieg, przykryje ślady, co mam robić, - przykryć ślady folią – zaproponował radośnie Pan dyżurny, - pan chyba nie wie, co mówi, jestem coraz bardziej przerażona -odparłam zgodnie z prawdą, ale czym, - waszym działaniem.
Tak więc w razie pożaru, oprócz dowodu, należy mieć około trzech kilometrów foli.
Zapakowałam dzieci do auta i ruszyłam do przedszkola. Przejeżdżając koło stadniny zauważyłam, że na końcu alei stoi samochód policyjny, byłam przekonana, że to technicy, skręciłam więc i poprosiła, żeby poczekali na męża, który zaraz przyjedzie i zabierze ich na miejsce jeepem. Panowie ruszyli piechotą do stodoły.
Wróciłam, Krzysiek był już z powrotem, bo okazało się, że to nie byli technicy, właściwie nie było wiadomo po co przyjechali, ale po raz drugi przepytali K o imię nazwisko, adres zamieszkania, imiona rodziców..... Ale natchnęli nadzieją, że zwykle po trzech latach prawda wychodzi na jaw, bo sprawcy nie wytrzymują i zaczynają się chwalić.
Przyjechali technicy i K zawiózł ich pod stodołę, po czym zostawił Pana dłubiącego w popiele i Panią piszącą protokół i poszedł po śladach. Wrócił i zrelacjonował, co odkrył, czyli podpalacze przyszli miedzą, od asfaltu, na granicy Nielepic i Brzoskwini, weszli na pastwisko, ale były tam jeszcze ślady należące do jednego z tych co wchodził, pędzące susami z powrotem w dół do asfaltu.
Potem ktoś podpalił stodołę i ślady poszły w górę, leśnym wąwozem do drogi na Kleszczów, tam stał samochód lub został wezwany przez telefon. Ślady opon ktoś próbował zacierać. Z samochodu, lub z torby, ubrania sprawców wysypało się trochę kukurydzy.
K zrelacjonował swoje śledztwo policjantom, słuchali, kiwali głowami i …... zapytali K o imię, nazwisko, adres zameldowania...... Po śladach nigdzie nie poszli. Powiedzieli, że ktoś z nas musi pojechać do Zabierzowa i zgłosić zdarzenie.
Odebrałam Zosię z przedszkola i pojechałam na komisariat. Poczekałyśmy chwilę w kolejce i przyjął nas miły Pan, który spisał po swojemu mój opis zdarzenia, z dużą dozą niechęci dołączając to co odkrył K i następnie dał mi do przeczytania, - okropnie nie gramatycznie – skrzywiłam się, -gramatyka jest tu najmniej ważna- stwierdził Pan. Potem chciał wydrukować, ale okazało się, że drukarka dosłownie leje na swoja pracę i zostawia trzy czarne smugi atramentu. Udało się w innym pokoju. Zosia w tym czasie studiowała kalendarz z kotkami i konwersowała trochę z drugim Panem. - Dlaczego nie mogłam zgłosić tego jednemu z trzech patroli, które u nas dzisiaj były- zapytałam z czystej ciekawości, - zawsze tak robimy, bo jak ktoś przyjeżdża następnego dnia, to już bez emocji może wszystko opisać, może coś mu się jeszcze przypomnieć, - a jak przypomni mi się jutro – zapytałam. Pan z wyraźną ulgą zamknął za nami drzwi.
Muszę stwierdzić, że wszyscy policjanci byli sympatyczni i uprzejmi i tyle.


 Na śniegu były wyraźne ślady podpalaczy.









 Na trzech zdjęciach powyżej widać zacieranie śladów opon i rozsypaną kukurydzę.

Jak można coś takiego zrobić, w zimie, odebrać zwierzakom schronienie, dla zachcianki, dla zabawy, chęci zaimponowania kolegom, dla widowiska, z powodu choroby, z zawiści...
Nie wiem, chyba nie chcieli spalić koni, może nawet je wcześniej wyprowadzili, na zewnątrz był rozrzucony balik siana. Byli to ludzie doskonale znający teren, wiedzieli jak obchodzić się z końmi, a starannie zacierane ślady opon musiały być charakterystyczne (np. różne opony) i według podpalaczy istniało prawdopodobieństwo, że takie ślady możemy wkrótce w pobliżu zobaczyć.
Jak wytłumaczyć to dziecku, które nie zna jeszcze zła. Nie da się tego wytłumaczyć. To jest niewytłumaczalne. Powiedziałam Zosi co się stało, stwierdziła, że wybudujemy koniom nowy domek. Ma rację, życie toczy się dalej.

Interpretacja faktów
Poszłam do sąsiada, który ma hucuły i z którym wyjątkowo się nie lubimy, ale pomyślałam, że trzeba go ostrzec i zapytać, czy u niego nie było jakiś nieprzyjemnych zdarzeń. Coś mówił o podpaleniach siana na łąkach, ale potem zmienił temat.
- Bo jak byśmy nawzajem nie byli obojętni, to by było inaczej – stwierdził. - Kiedyś szedłem do kombajnu ( szedł do kombajnu po dzierżawionym przez nas terenie bez naszego pozwolenia. Kiedyś przed nami to on dzierżawił tę ziemię i nie zabrał starego kombajnu, o co do dzisiaj go proszę ) i minął mnie Pani mąż samochodem i nic nie powiedział, że X kradnie mi części z kombajnu. Doszedłem tam i zaraz X na tym nakryłem, tłumaczył się, że jakieś przeguby (nie wiem czy dobrze zapamiętałam) są mu bardzo potrzebne. Zapytałam K o to zdarzenie. Tak jechał i zobaczył panów X i Y dłubiących przy kombajnie, zatrzymał się i zapytał co robią, powiedzieli mu, że coś tam demontują za zgodą M. Pojechał dalej i minął idącego drogą M, którego miał pełne prawo z tego terenu wyrzucić, czego nie zrobił. Idący M wydał mu się potwierdzeniem prawdziwości słów panów X i Y. Skąd M, który ze swojej siedziby nie widzi kombajnu, i który teoretycznie nigdy na nasz teren nie wchodzi wiedział, że złodziej akurat jest przy kombajnie ?
Grunt to umiejętność zbudowania z paru faktów i paru kłamstw historyjki na każdą okazję.

19 komentarzy:

  1. Można Wam jakoś pomóc..? Stodoły Wam nie odbudujemy na odległość, ale może chciałabyś jakieś derki dla koni..? Jeszcze trochę będzie zimno - a coś takiego można po ludziach zebrać, wielu ma zbędne...

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem w szoku i ....brak mi slow, jedno co nasuwa sie natychmiast to zemsta sasiedzka, niestety. Jednak trzeba mu wdziecznosc wyrazic, ze nie spalil koni i cieszyc sie tym

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacku kochany, dziękuję za ofertę pomocy. Nie jest tragicznie, bo moje konie przyzwyczajone są do bardzo niskich temperatur. Stodołę miały otwartą na przestrzał (może to je ocaliło?) i temperatura nie ma się co oszukiwać równa była tej na zewnątrz. Mają bardzo dobrą sierść, której widok jest często zaskoczeniem dla ludzi oglądających tylko stajenne konie. Stodoła chronić je miała od wiatru, deszczu i słońca. Na tak dużym pastwisku potrafią znaleźć miejsca od wiatru osłonięte. Pozostaje problem wody z nieba. Deszczu na razie nie zapowiadają a umiarkowane opady śniegu nie powodują jak na razie przemakania grzbietów do samej skóry. Cienka śniegowa pierzynka topi się i spływa po sierści. Dostają dużo siana co je rozgrzewa, podsypaliśmy trochę słomy, żeby mogły się położyć.
    Teoretycznie mogłabym je pod jednym dachem wiązać ale boję się zostawiać je tak na dłużej niż jakieś dwie godziny. Wiadomo co szarpiący się koń potrafi zrobić, gdy przełoży nogę przez uwiąz i nie potrafi sam się uwolnić.
    Mamy już plan działania, aby w miarę szybko zapewnić im dach nad głową, jest co najmniej kilka rozwiązań, jeden z kolei zaprzyjaźniony sąsiad, zaproponował schronienie w razie zmiany pogody.
    Byłam u nich rano, (wcześniej K), drzemały spokojnie na słońcu nad resztkami siana. Obserwujemy je codziennie, żaden się trzęsie.
    Dziękuję, takie wpisy jak twój podnoszą na duchu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Danuto, nie mam żadnych podstaw by kogokolwiek podejrzewać, osób znających teren i nie bojących się koni znajdzie się w okolicy pewnie setka. Może byli to jacyś gówniarze i palili papierosy na sianie, a potem się przerazili i zadzwonili po kolegę z samochodem. Może taki scenariusz to moje pobożne życzenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteśmy wstrząśnięci i żałujemy, że mieszkamy za daleko, żeby podjechać i pomóc w budowie jakiejś wiaty.
    Mamy pewność, że uporacie się z tym szybko, bo Twardzi z Was Zawodnicy, a życie wróci w swoje bezpieczne koleiny.

    Bezinteresowna przyjemność z czynienia zła napawa zawsze smutkiem. Znamy to. Ręce opadają, ale trzeba się z tego otrząsnąć.

    Działania policji też nie sieją optymizmu. Niestety, są zupełnie typowe, wbrew telewizyjnym fantazjom... Nawet, jak podasz nazwisko sprawcy, to i tak nie zawsze "Uda się" policji zakończyć śledztwo sukcesem. Mieliśmy się okazję niestety nie raz o tym przekonać. Szkoda gadać.

    Najważniejsze, że koniom nic się nie stało.
    Serdeczności gorące
    Go i Rado

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo współczuję! Akurat wczoraj, nie wiem sama czemu, pisałam posta o ogniu...

    Takie super zahartowane konie sobie poradzą - odwilż już blisko.

    Ludzie ze wsi Wam na pewno pomogą! Wieś rządzi się niepojętymi dla nas (mieszczuchów) prawami. Jest tam miejsce na zaciętość, okrucieństwo i serdeczną pomoc.

    Ja mam nadzieję, że był to jakiś idiotyczny pijacki wypadek. No bo ta stodoła w oddaleniu od domu i może jakieś durne młodziaki tam imprezowały?

    Pozdrawiam i życzę dużo sił! Magda

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo Wam dziękuję za słowa wsparcia, najważniejsze, że do wiosny coraz bliżej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Łucjo, ja tez przeczytałam o Waszej wielkiej rozpaczy... Z całego serca współczuję - jedyne co mogę zrobić...
    POzdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Łucja, ja tez jestemw szoku, a dowiedziałam się od Uli. Czy policja już doszła kto to był? Czy oni mają wszystko w nosie? Jak tak mozna - do zwierząt, do ludzi, do całej sprawy podchodzić. Niech jak najszybciej będzie juz wiosna, żeby nie było im zimno. Ogromnie się ciesze i poczułam ulgę jak przeczytałam, że konie nie ucierpiały. Może to szczęście w nieszczesciu? Pozdrawiam was ciepło i gdybyście tylko czegos potrzebowali, a ja będę mogla jakos pomóc, daj znac.
    asia-kuchareczka

    OdpowiedzUsuń
  10. dziękuję, tak na prawdę nie ma czasu na rozpaczanie, życie toczy się dalej. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo Wam współczuje! Niestety sporo jest takich popaprańców którzy w swoim chorym umyśle maja jedno - "zaszkodzić, bo na pewno im jest lepiej niż mnie" Panowie Policjanci zawsze są mili.. jak u nas element zerwał dach, to też byli bardzo mili, tyle że trzeba im było palcem pokazać że t o jednak sprawka człowieka a nie np trąby powietrznej.. ale już do szukania sprawcy... U nas technikowi nawet nie chciało się obejrzeć dokładnie miejsca zdarzenia..

    OdpowiedzUsuń
  12. Brak mi słów...jestem w szoku! Tak bardzo Wam współczuję...dobrze, że ten "człowiek" nie spalił koni, zapewne one same uciekły...
    Wiosna niedługo...trzeba żyć i nie dawać się!!!
    Bardzo serdecznie Was pozdrawiam, do góry głowy i pierś do przodu!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję Wam za słowa wsparcia. Już jest dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  14. To potworne, że są ludzie zdolni do czegoś takiego. Jakim trzeba być człowiekiem, by podłożyć ogień? Czy to w ogóle jeszcze jest człowiek?
    Całe szczęście, że koniom nic się nie stało. Trzymajcie się cieplutko - dobrą energię Wam przesyłamy przez całą długość Polski!

    OdpowiedzUsuń
  15. Asiu, Wojtku, dziękuję za dobrą energię, dotarła nienaruszona i przyda się bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam, znalazłam Twojego bloga przypadkiem. Piękne konie, ale ta historia z podpaleniem.. Czasem tęsknię za wsią. Wychowałam się na niej, ale ludzie z okolicy, sąsiedzi czasem bywają podli i zazdrośni i właśnie takie rzeczy robią. U nas nie przybrało to aż takiego jak u Ciebie rozmiaru, ale były pogróżki. W mieście jest się bardziej anonimowym.
    Życzę powodzenia i dużo samozaparcia. Córcia z pewnością będzie wdzięczna Wam, że wychowywała się na wsi. Moim zdaniem nie ma lepszego miejsca jak wieś, gdzie można byłoby pokazać dzieciom jak wygląda życie przyrody i miłość do niej.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo poruszyła mnie historia z podpaleniem stodoły. Mam nadzieję, że znajdą tych bandytów. Szczerzę Wam życzę Wszystkiego Dobrego.
    Pozdrawiam, Tomek.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziękuję Tomku, jeśli bandyci sami się gdzieś nie pochwalą, to ich nie znajdą. Działania polskiej policji bardzo różnią się od tych, które znamy z amerykańskich filmów.

    OdpowiedzUsuń
  19. no nikt obcy by w taki teren nie trafił :/

    OdpowiedzUsuń