- Dostałam miktotofon, ale nie ma w nim bakterii – opowiadała wczoraj Zosia babci o jednym ze swoich prezentów.
Ciągle zimno, ale nie pada ani deszcz ani śnieg, a to jest w obecnej chwili dla koni najważniejsze. Plan już jest, trochę nieswojo się czuję pisząc te słowa, bo zadaję sobie pytanie, czy przypadkiem podpalacz nie jest moim pilnym czytelnikiem. Wszystko jest możliwe. Wczoraj odwiedził mnie Pan z pieskiem i powiedział, że ma siano.... niestety luzem. Ale okazało się, że SAM je załaduje, SAM przywiezie i zostawi mi wóz, żebym mogła go przykryć plandeką i dawać koniom po trochu. W dodatku na pytanie ile za to chce, stwierdził, że trochę obornika. NIESAMOWITE. Ale zawsze może jeszcze nie przyjechać, ha.
W poniedziałek padło łożysko w samochodzie i mogłam z tego powodu spędzić kilka godzin w Krakowie a dokładniej w Empiku na Rynku. Tam siedząc w ulubionym miejscu z widokiem na sukiennice przeczytałam początki kilku książek, chcę być choć trochę na bieżąco. Wrócę dokończyć.
Dziękuję wszystkim za zainteresowanie, oferty pomocy, słowa otuchy i wsparcie.
Miło czytać, że życie u Was wraca do normy. :D Aczkolwiek osobiście bardzo byśmy sobie życzyli, żeby niektóre grające zabawki Bąbla dostawał on bez "bakterii", to jednak "miktotofon" bez "bakterii" jest ewidentnym przegięciem. Cium.
OdpowiedzUsuńBardzo się ciesze, że powoli wraca do normy. I oby więcej było tak miłych ludzi jak ten pan z sianem :) Ściskam cieplo!
OdpowiedzUsuń