- Anioł leci na choinkę, żeby się powiesić- wyjaśniła mi Zosia, zgniatając w łapkach jakiegoś białego, skrzydlatego. Bolały mnie trochę plecy, bo idąc karmić konie odkryłam ślizgawkę pod choinką. Leżąc na niej i zastanawiając się dlaczego nakarmiłam się owsem, trochę ją odśnieżyłam, żeby nikt inny nie musiał już jej odkrywać. Tak było tuż przed Wigilią na którą już zjeżdżała wygłodniała rodzina. Zamiast karpia w wannie, przez cały dzień pływały dzieci, żeby nie brudziły odświętnych ubranek. Ania w przerwie nakarmiła mlekiem kota ze swojej butelki, a Beza ( pies, nie dziecko) zjadła michę sfermentowanych jabłek, których nie zdążyłam wynieść na kompost. Były chwile, kiedy spoglądałam tęsknym wzrokiem w stronę choinki....
Pierwszej świątecznej nocy wyrwały nas z ciężkiego świątecznego snu, straszliwe charkoty i rzężenia, gulgotanie i jakby świst wieloryba. Wymyśliłam, że zalewa nas woda z kaloryferów, ale jakoś nie mogłam poderwać się na nogi, przeszkadzał wigilijnie wypełniony brzuch . Po szybkim śledztwie okazało się, że przeraźliwe odgłosy wydawała wykąpana lalka Zosi, syrenka Arielka, której zaszkodziło moczenie się w wannie. Zwykle po naciśnięciu okropnie śpiewała, nikt nie przewidział, że po namoczeniu wydawać będzie odgłosy towarzyszące agonii w morskich odmętach. Okazało się, że to dopiero był wstęp do występu, bo około piątej rano, czyli na etapie wysychania, zaczęła śpiewać i nie dało się jej wyłączyć. Przed szóstą zaczęła śpiewać Ania, której się nie wyłącza, tylko zatyka butelką z mlekiem. Zaczęły się Święta.
A teraz życzenia całoroczne, dlatego nie czuję się spóźniona, hi, hi
Życzę Wam nieosiągnięcia i niespełnienia,
życzę Wam nieustawania, niepokoju, dążenia,
niezadowolenia, niesytości,
i wielkiej życzę radości
w waszym parciu do doskonałości.
Życzę wielkiego głodu
dnia następnego,
i tego chłodu,
który serca gorącego
nie przestraszy. Lecz do walki zmusza,
z bylejakością, ignorancją, obojętnością,
by nie wchłonęła nas medialna głusza.
Życzę sobie Was. Waszą miłością,
nadzieją, niepokorą
napełniam czaszę sporą
i piję Wasze zdrowie.
Czołem Panie i Panowie!
Czołem, Łucjo! wszystkiego dobrego! na cały rok!
OdpowiedzUsuńuwielbiam czytać o Twoich dzieciach i wyobrażam sobie te sytuacje, i to karmienie kota, i psa przy misce, i lalkę rzężącą a wykąpaną, pozdrawiam serdecznie. A teraz odpoczywaj po Świętach ...
Rzężąca syrena przebiła świątecznego Kevina!
OdpowiedzUsuńFajnie masz w domu!
Póki jest głód życia - żyjemy. Stan nasycenia, dla natury ludzkiej jest nie do osiągnięcia. Jest jednak wielkie zmęczenie, zniechęcenie i brak wiary, że warto robić następny krok. Biorę sobie Twoje życzenia jako tarczę. Dzięki.
Wszystkiego dobrego poświątecznego a przed noworocznego :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego i wielu cudownych chwil :)))
OdpowiedzUsuńOch, dzięki! Życzymy sobie i Wam właśnie tego! Oby się spełniły. Po kres.
OdpowiedzUsuńTak pięknego toastu nie powstydziliby się mistrzowie gatunku, czyli Gruzini czy starodawni Sarmaci. Jeszcze raz brawo! (I do dna, a potem szkłem o głowę :D!)
Pzdr.
Dziękuję wszystkim bardzo!
OdpowiedzUsuńRado, ale o czyja głowę??
Jako dość agresywnie ignorujący to święto, z okazji? Nowego Roku życzymy Wam, aby było tak Dobrze, by nie musieć czekać na Lepsze!
OdpowiedzUsuńŁucjo, nie musisz wstawiać banerka :)))
OdpowiedzUsuńI bardzo dziękuję za zaproszenie :)))) Odezwę się niebawem w tej sprawie na e-mail :))))