poniedziałek, 3 stycznia 2011

Każdy ma swojego wariata

Mało tego, istnieją różne typy wariatów i z całym znawstwem tematu śmiem twierdzić, że Pan Jacek miał do czynienia z odmianą wyjątkowo łagodną, która co prawda aż bulgocze ze złości ale wystarczy jej okresowe wyżycie się w formie pisemnej... i to byłoby na tyle.

Pierwszego mojego wariata odziedziczyłam niejako, jest to porostu jeden ze współwłaścicieli kamienicy w Krakowie, gdzie mamy udział. Zalicza się on do wariatów donosicieli antycałorodowych, czyli nienawidzi wszystkich członków danej rodziny, chociaż jest to wersja rozszerzona, bo pisze donosy na wszystkich mieszkańców kamienicy i na każdy temat. Efektem są stosy korespondencji do palenia w piecu, z sądu, policji, nadzoru budowlanego, prokuratury i straży pożarnej. Byłam świadkiem w sprawie, w której nasz wariat, oskarżył jednego ze współwłaścicieli o sikanie na wycieraczkę. Ten typ wariata jest o tyle niebezpieczny, że potrafi działać na swoją szkodę byleby innym zrobić na złość. I tak, gdy na nasz koszt naprawialiśmy świetlik w kamienicy, który podczas deszczu pluł wodą z siłą wodospadu z wysokości trzech kondygnacji , nasz wariat wszedł do kamienicy, udał, że coś mu spadło na głowę, zrobił sobie obdukcję lekarską, wezwał policję, nadzór budowlany, inspekcję pracy i spowodował sytuację, w której każda firma naprawiająca dachy omijała naszą wspólną kamienicę szerokim łukiem. I podobnie jest do dziś.

Z typem wariata granicznego spotkałam się tuż po zakupie działki, na której obecnie stoi nasz dom. Już wtedy mieliśmy konie, w dodatku ich pastwisko prawie graniczyło z naszą działką i chcieliśmy by ładnie wykosiły naszą ziemię. Mąż zaczął grodzić plastikowymi słupkami od pastucha elektrycznego linię odległą od siatki sąsiadów o 4 metry, bo taka szerokość drogi gminnej wynikała z mapy. Na to z domu zza siatki wypadła baba i machając rękami wrzeszczała dobre 10 minut, po czym się zmęczyła i wtedy wreszcie powiedziała, że chodzi o to, że o 10 cm. na niekorzyść drogi gminnej stoją słupki. Mąż zademonstrował natychmiast, że za tydzień zlikwidujemy pastucha, o tak, i tu wkładał i wyciągał słupek z ziemi, ale znowu zaczęła wrzeszczeć, przestała jak przestawił wszystkie o te 10 cm.
Przy drugim kontakcie okazało się, że mamy do czynienia z małżeństwem wariatów, z tym, że on przedstawiał się: magister inżynier jestem, czyli, że mamy tu okaz wariata granicznego, zakompleksionego w dodatku. A kontakt ten nastąpił, kiedy przyjechała ciężarówka z kamieniem, aby zasypać choć trochę potworne błotne wyrwy, uniemożliwiające wjazd betoniarki na budowę. Nie chcieli dopuścić abyśmy choć trochę na własny koszt utwardzili drogę gminną. Doszło do tego, że musiałam wszystko wozić jeepem, łącznie z Zosią a po porodzie z Anią i jej wózkiem. Potem gmina zrobiła kanalizację i sama zaczęła trochę po tych ziemnych robotach naszą drogę utwardzać, znowu awantura. Zebranie w gminie, komedia, po jednej stronie my i sąsiadka, po drugiej małżeństwo wariatów a między nimi, wezwani przez nich na świadków, nie wiadomo czego, babcia z wnuczkiem. Wariat magister inżynier miał dyktafon i każdą swoją wypowiedź kończył: to mówiłem ja Kapeć Fryderyk (imię i nazwisko zmieniłam), gdy żona wariatka chciała coś powiedzieć, nawet mu przytaknąć, warczał ze złością: ty tam, cicho bądź, co pięć minut włączała się babcia świadkiem będąca z niezmienną przez całe zebranie kwestią: ale o co chodzi ?, ale o co chodzi ? I do dzisiaj się nie dowiedziała. Wnuczek w miarę upływu czasu coraz bardziej purpurowiał, docierało do niego w jaką bzdurę został wciągnięty. Generalnie wariaci uważali, że w drodze gminnej jest jeszcze 60 cm. ich działki, stanęło na tym , że przyjedzie geodeta. Przyjechało trzech po kolei, bo każdego podważali i na koniec nie podpisali protokołu. Gmina obiecała, że da sprawę do sądu, ale to oznacza drogę za dwa lata, na szczęście udało się po kanalizacji co nieco utwardzić, zostawiając święte 60 cm. błota pod płotem sąsiadów.
Ale i tak uważam, że nie jest źle, bo znam swoich wariatów, są jawni a przez to mniej groźni i że przechodząc koło ich domu nie muszę mówić im dzień dobry, bo gdy na początku znajomości spróbowałam, usłyszałam w odpowiedzi: zależy dla kogo!
Tak że Panie Jacku takiego ujawnionego wariata tylko pozazdrościć, szkoda tylko, że pisze trochę szyfrem albo to mnie konceptu nie starcza, aby każdą myśl pisaną w afekcie rozwikłać, na przykład o co tu chodzi : ,, Kwestia samochodu to również nie Pana sprawa, bo Pana, niestety, najciekawszym okazem, jak na takiego wybitnego, bogatego i inteligentnego hodowcę, też nie jest. albo ,,Cieszy mnie również fakt, iż nie jest Pan osobą aspołeczną, jak inni, których Pan ocenia. Chociaż może przykro tak nawet odrobinę, że na jakiegoś prawdziwego przeciwnika Pan nie trafił, z którym choć trochę dałoby się polemizować, bo tu niestety literacko to takie trochę barachło się na początek przytrafiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz