niedziela, 17 kwietnia 2011

Fioletowy jednorożec

W sobotę, zamiast brać się za robotę
padłam w kącie gdzieś pokotem,
jakby ktoś mnie tak obuchem
zdzielił, lekkie starcie ciała z duchem.
Duch, kurnik miał dzisiaj w planie,
czekał tylko, aż ciało spożyje śniadanie.
Jednak, gdy od stołu wstało to ciało,
od razu się dziwnie migało.
Blade się stało jak papier,
mówiło, że w gardle go drapie,
że głowa mu dzisiaj pęka
i żeby go duch nie nękał.
Z książką do łóżka dało drapaka,
w duchu coś pękło i się rozpłakał.
Zupełnie nie tak być miało,
jeszcze zobaczy to ciało!
W końcu odłożył budowę
i rację miał, bo nazajutrz, wstało
to ciało
jak nowe.
Ale w niedzielę ….
Nie można za wiele.

W niedzielę palmową należy oczywiście wybrać się do Lipnicy Murowanej. Jak wyjeżdżałam z moją mamą i Zosią, okazało się, że pomysł odgapił od nas Pan Prezydent Komorowski i też tam pojechał. Jak wyobraziłam sobie zamieszanie na maleńkim rynku to trochę ochota do wycieczki zaczęła się ulatniać, ale obietnic dziecku dotrzymywać trzeba. Droga pusta, w godzinkę na miejscu i miła niespodzianka, sympatyczne strażaki kierowały nadjeżdżających na parkingi urządzone na łąkach i podwórkach. Na ryneczku tłum, stragany, palmy, Prezydent w Kościele, nie ma zamieszania, limuzyn, policji, ochrony, problemów z poruszaniem się. Zosia pobieżnie obejrzała palmy, i całą uwagę skupiła w przypadkowo wypuszczonych na wolność balonach o dziwnych kształtach. Szybował grubiutki konik, ale doganiało go coś w rodzaju krasnala. Z okrzykami zachwytu Zosia pobiegła wybrać swój balon z miotanej przez wiatr chmury obrzydliwków. Najbardziej spodobał się jej filetowy jednorożec. Z dumą okładała nim wszystkich po drodze, oczywiście niechcący, ale musiałam ciągle przepraszać. Zdążyłyśmy obejść wszystko i wyjechać nim skończyła się msza. A Prezydenta w Lipnicy obejrzałam sobie na zdjęciach w internecie przed chwilą. Wręczył główna nagrodę za palmę o długości 36 metrów i 4 centymetrów.
Jednorożec zaczął popuszczać sobie już w samochodzie, a teraz to co z niego zostało utrzymuje się jeszcze w pokoju Zosi pod sufitem.
To straszne ale zapomniałam aparatu. Może uda mi się rano sfotografować chociaż szczątki jednorożca. Znowu drapie mnie w gardle, idę spać. Dobranoc.

Jak widać, dzień później jednorożec trzymał jeszcze pion.

8 komentarzy:

  1. poetycko ;)..Komorowskiemu to dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciało zawsze posłuszne duchowi, a umysł może tylko snuć mętne domysły - o co im chodziło?!
    Świetny tekst! Jak zwykle.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szary Wilku,
    przecież Komorowski nie dostał tej palmy. Moim zdaniem to każdy na świeczniku ma ciężkie życie, ciągle pod obserwacją. Ani się podrapać, ani w nosie podłubać spokojnie nie można.

    Magdo,
    Słuchać pochwał jest miło,
    lecz muszę z wyczuciem
    by się nie skończyło
    pisarza zepsuciem...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No kurcze! Ona tu fraszkami sypie! Super!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę weny. Straaasznie miło poczytać! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. R-E-W-E-L-A-C-J-A !!!!!!
    Mam na myśli sobotnie wierszydełko,niedzielny spacerek i zosiny gust

    Bardzo serdeczne buziaki

    OdpowiedzUsuń
  7. Jacku,
    ostatnio zdjęłam z siebie pewien ciężar i przez to pewnie lżej mi się pisze. Miło przeczytać, że miło poczytać :)
    Go i Rado,
    Zosiny gust bije wszystko na głowę. Ale muszę szczerze przyznać, że w porównaniu z resztą fruwającej, odpustowej oferty jednorożec był dziełem sztuki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. no, pismaki i paparazzi czyhają cały czas :)

    OdpowiedzUsuń