poniedziałek, 30 maja 2011

Zwisaki

- Zosia, co ty wyprawiasz – wykrzyknęłam, widząc, że moja pomagierka usiłuje postawić do pionu pięknie zwisające kwiaty, podobne do werbeny ( już zapomniałam jak się nazywają).
- To ma wisieć – dodałam jeszcze, widząc, że jest mocno zbita z tropu.
- aaaaaaaaa, to są zwisaki. I wszystko stało się jasne.
Szaleję w ogrodzie, dosadzam co jeszcze można. Szaleństwo zaś polega na tym, że jak pierwsi osadnicy walczę o każdą piędź ziemi ( Piędź – dawna miara długości, określana jako odległość między końcami kciuka i palca środkowego, wg wikipedii, przytaczam definicję, bo sama dokładnie tego nie wiedziałam, a chodziło mi o to, jak to jest mało ) z potężnymi systemami korzeniowymi. Gdy ciągnęłam za jeden, szczególnie długi, zachwiało się drzewo u sąsiada. Żartowałam. Ledwo żyję, dobranoc.

3 komentarze:

  1. Już widzę, jak zachwiałaś drzewem sąsiedzkim. Dałam za wygraną, brzozy opanowały moją miejską działeczkę, przerosły korzenie wzdłuż i wszerz, maliny tylko plenią się, ale za to pięknie śpiewają w nich ptaki, właśnie świta i mam pierwsze koncerty. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znamy tę walkę! Wszystko boli, dłonie nadają się wyłącznie do szorowania garów lub zaciągania rajstop, ale jaka radocha!!!

    Buziaki dla małej ogrodniczki.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że pomocniczka nie postawiła kijaszków, żeby kwiatki podeprzeć. Rozbawiło mnie to kołyszące się drzewo. Pozdrawiam i zapraszam na Wonne Wzgórze.

    OdpowiedzUsuń