Nadchodzącą nawałnicą napawam się, pijąc kawę na tarasie. Tam, gdzie niedawno słońce przykładało mi gorące placki swoich promieni, teraz wiatr skrupulatnie przyciska zimne okłady. Dokładnie nad moją głową wisi granica pomiędzy idyllicznym obrazem skąpanej w słońcu zieleni a ponurą stalowo-siną scenerią nadciągającego z zachodu żywiołu.
Młodsze śpi na górze, starsze pojechało z tatą odpocząć od mamy. Pastuchy przestawione. Dziesiątki rzeczy, niezbędnych w czasie upału, wyniesionych wspólnie i zgodnie przez dzieci i rodziców, wydłubane z trawy i schowane. Jestem gotowa stawić czoło żywiołom.
Burza, niedoceniwszy ludzkiego trudu przeszła bokiem. Słońce goni mnie po ogrodzie, by na karku położyć świeżo usmażony, skwierczący kotlecik.
Ach to nasze poczucie gotowości ...
OdpowiedzUsuńPewnie znienacka przyjdzie ta nawałnica.
A gdzieżeś Ty była tak długo?
no to ładnie a ja myślałam,że Cię w domu nie ma....
OdpowiedzUsuńMusimy się spotkać w przyszłym tygodniu :)
Nooo, nam też Cię brakowało! :D Myśmy mieli i burze i gradzik w UchoDyni.
OdpowiedzUsuńCium serdeczne.
Łucjo - co u Ciebie? Właśnie spróbowałem Ci wysłać maila. Nie jestem pewien, czy na aktualny adres. Ale na razie nic mi nie raportuje że nie doszło :-)
OdpowiedzUsuńI już po nawałnicach, śnieżkiem podsypuje; co u Ciebie? pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń