W zeszłym tygodniu miałam odwieźć Zosię do przedszkola, a męża do Rudawy, skąd miał jechać dalej przy pomocy PKP. Jechałam już z powrotem i myślami byłam przy koniach, kowalu,zamawianiu siana..... gdy nagle usłyszałam – mama ? - spojrzałam w lusterko, na tylnym siedzeniu siedziała Zosia. Na ułamek sekundy wpadłam w panikę – co ona tu robi, gdzie ja ją miałam zawieźć, która jest godzina, jednak szybko wpadłam na to że zapomniałam tylko odprowadzić ją do przedszkola.
Wczoraj z grubsza sprzątałam po Sylwestrze w stadninie, odkryłam reklamówkę z niedosuszonym chlebem, który ktoś przywiózł i porzucił w kącie. Wzięłam ją do domu, poukładałam blachy na podłodze, aby wypełnione chlebem położyć na piecu i gdy wysypywałam ostatnią porcję na podłodze wylądowała mocno zdezorientowana mysz. Popędziłam po naszego kociego wyrostka, gdy postawiłam go obok myszy, która udawała, że jej nie ma, zupełnie nie wiedział o co mi chodzi, jednak gdy się poruszyła, złapał ją w zęby z taką szybkością, że moje oko nie było w stanie tego zarejestrować. Chwycił więc mysz i warcząc zaczął biegać po kuchni i salonie, za nim zainteresowana Beza a za nimi ja. W końcu udało mi się wyrzucić całe towarzystwo na taras, gdzie kot od razu mysz puścił i ta uciekła pod przygotowane do kominka drewno. Gapa usiłował mysz jakoś wyjąć i wtedy Beza na niego napadła z zajadłością jak na labradora nie spotykaną. Nie wiem, czy chodziło jej o to, że nie wolno tak mniejszych i słabszych traktować, czy o to, że sama miała ochotę skosztować biegające mięsko z długim ogonkiem. Z labradorami nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie godzinę później został sam ogonek i coś jeszcze i tak został obalony mit, którym krótko po przygarnięciu kota zostaliśmy uraczeni, mianowicie, że u kotów tylko płeć żeńska jest myszo-zabójcami.
Przy okazji przypomniała mi się pewna historia, jak to koleżanka odebrała Zosię z przedszkola i zawiozła do siebie, do sąsiedniej wsi. Gdy po nią przyjechałam, znajoma stała z niepewną miną i powiedziała: Zosia ma dla ciebie prezent. Zaraz pojawiła się Zosia, pobiegła do ogrodu, poszurała odwróconą doniczką i wydobyła pudełko po delicjach spięte gumką, w środku była nieżywa mysz, Zosia odwróciła ją fachowo i pokazała ucho z którego została mniej więcej połowa. - mamo musimy jutro tu wrócić jak będzie jasno i poszukać reszty ucha i przykleimy jej, żeby było ładnie – zakomunikowała. No cóż zabrałam Zosię i prezent i jedynym ustępstwem jakie udało mi się wynegocjować, było to, że zdechłą mysz będziemy trzymać w ogrodzie i że ucho dorobimy jej z czegoś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz