Bardzo dziękuję za miłe komentarze i przepraszam, że nie odpowiadam, spróbuję się poprawić.
Ledwie napisałam jaka to jestem dzielna, ile to potrafię sama zrobić i natychmiast dostałam lekcję pokory. Wczoraj pojechałam do znajomych po siano i średni balik, który normalnie wrzucam , bez większego problemu na dach jeepa, wydał mi się tak ciężki, że z trudem oderwałam go od ziemi. Zaczęła boleć mnie głowa, co też rzadko się zdarza. Pojechałam do stadniny i wydawszy dyspozycję co do wieczornego karmienia (na szczęście mam jeżdżących za pracę), zwiałam do domu. Tam zmierzyłam gorączkę i z czystym sumieniem położyłam się do łóżka, bo już było 38ºC.
Na szczęście rano Zosia z moją mamą pojechały do teatru, a Anią zajął się Krzysiek.
Jak łatwo z pogromcy świata stać się tylko obolałym ciałem, wdzięcznym za kubek herbaty i łaknącym spokoju. Ha, ale za to w nocy, gdy już przestałam szczękać zębami, przeczytałam całą Ucztę Babette Karen Blixen.
kuruj, się kuruj !
OdpowiedzUsuńa książką czeka na mnie teraz mam nadzieję ;)
:) czeka, czeka
OdpowiedzUsuńWitaj Łucjo.
OdpowiedzUsuńTo ja, ta od od pieca ;)
Byłam na Twoim blogu już wcześniej a dotarłam od Jacka z Boskiej Woli ponieważ zrobił Tobie reklamę :)
No cóż mogę napisać, podziwiam. Konie piękne, Twoje samozaparcie do pozazdroszczenia, świetnie się czyta.
Kozy, owce, sielskie klimaty, to lubię, rozgoszczę się więc tutaj na stałe :)
Ps. Czekam na obiecany post o kozach i piecach, wracaj szybko do zdrowia.
Pozdrawiam serdecznie z południa